Najpierw słucham
Zanim pojawi się pierwszy balon, musi być rozmowa. Bez checklisty, bez ankiet. Czasem ktoś powie, że lubi ciepłe kolory albo że kocha las — i już wiadomo, jak ma wyglądać dekoracja. Ścianka balonowa może mieć charakter, jeśli jest zakorzeniona w czyjejś historii, a nie katalogu. Wolę zapytać o nastrój niż o dokładny odcień różu. Bo tło też potrafi mówić, jeśli się je dobrze ustawi.
Czas jest kluczowy
Każdy balon przechodzi przez moje ręce. Dosłownie. Kompozycja nie powstaje w programie — powstaje w realnym tempie, w ciszy, czasem przy radiu. Trzeba sprawdzić proporcje, ustawić rytm kolorów, odsunąć się dwa metry i spojrzeć jeszcze raz. Nie ma dwóch takich samych ścianek, bo każda ma swoją historię, przestrzeń i błysk, który wychodzi gdzieś po drodze.
Nie tylko zdjęcia
Ścianka to nie tylko tło pod aparat. To miejsce, przy którym ktoś się przytuli, ktoś inny się wzruszy, a ktoś wybuchnie śmiechem. Czasem zostaje tam kwiatek z bukietu, szminka na balonie albo odpruty guzik z marynarki. To te drobne ślady sprawiają, że dekoracja przestaje być tylko ładna — zaczyna być prawdziwa. I właśnie o to chodzi.